Pierścień Krakena – Abraham MerrittRecenzja

Mam z tą książką pewien problem. Niby czyta się dobrze i na pierwszy rzut oka nie ma się do czego przyczepić, czytelnik się dobrze bawi. Jednak przez cały czas miałam podskórne wrażenie bliżej nieokreślonej żenady, ignorowania logiki i zmyślenia nauki.

Pierwotne założenia fabularne nie są złe – czasy współczesne, ukryta cywilizacja, jej pozorny upadek, magiczne artefakty, potomek starego rodu itd. To wszystko już było, w dokładnie tej konfiguracji, więc nic nie mogło tego zepsuć. Główny bohater zostaje uznany za wcielenie wielkiego bohatera cywilizacji, która dawno przestała istnieć, a przynajmniej tak się wydaje reszcie świata. Nie spodobała mu się rola, którą miał wykonać, więc uciekł z zamiarem nigdy więcej się nie zbliżać w dane rejony geograficzne. Wiele lat później jednak, na drugim końcu świata, trafia na podobną enklawę tej samej cywilizacji, która z miejscowym magicznym ludem trwa w stanie tymczasowego zawieszenia broni. W pewnym momencie bohater musi wybierać pomiędzy zwaśnionymi stronami, co nie jest takie proste, bo nie dość, że zostaje ponownie wzięty za wspomnianego mitycznego władcę, to zostaje też „wzięty” przez jego ducha.

Książka jest dosyć krótka, więc nie spodziewałam się jakiegoś mocnego budowania postaci, więc tylko główny protagonista jest więcej niż dwuwymiarowy. Pozostali bohaterowie ogrywają swoją jedną główną cechę, co nie przeszkadza w perspektywie plastycznie zbudowanego świata. Okoliczności przyrody i mechanizmy działania mitycznych społeczności są dość dobrze opisane, a postacie poboczne działają w ich ramach, stanowiąc świetne tło dla opisanej intrygi. Na tym etapie brak jakichś dużych nielogiczności, które mogłyby zniechęcić.

Smutno mi się jedynie robi, jak została potraktowana w opowieści jedyna osoba z tytułem naukowym – opisana jako oszołom, który dla nauki zrobiłby wszystko, „i co z tego, że prawdopodobnie cię czymś zatruli, bo magia nie istnieje i nikt nie składa ofiar międzywymiarowym stworom, mogłeś być królem!” W ogóle, próby naukowego wyjaśnienia wydarzeń są strasznie toporne i mają znamiona raczej teorii spiskowych niż czegokolwiek innego, rozumiem wprowadzenie postaci totalnego sceptyka, ale nie o to raczej chodziło, przynajmniej według mnie. I nie jestem pewna co do tłumaczenia, które, gdyby nie specyfika opowieści, sprawiałoby wrażenie dość topornego i utrudniającego zanurzenie się w historii.

W tej samej serii wydano wiele klasyków fantasy i science fiction, miałam więc po przeczytaniu „Pierścienia Krakena” dość mieszane uczucia. Końcowy wynik jednak – zdecydowanie na plus. Jeśli miałabym określić jednym zdaniem, to jest to taki Masterton, tylko bez „momentów”. I niestety, polska okładka nie ma nic wspólnego z treścią.

Allenare

9 lipca 2020

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.