Stróże – Jakub ĆwiekRecenzja

„Kłamcy” nie czytałam, przyznaję się bez bicia. Kiedy mój mężczyzna, po przeczytaniu opisu na tylnej okładce „Stróżów”, oficjalnego prequela do serii, stwierdził, że bardzo chętnie sam to przeczyta, bo brzmi fantastycznie, musiałam być pierwsza 🙂

Anioły w polskiej fantastyce zadomowiły się dzięki serii książek Mai Lidii Kossakowskiej, w której jest wspomniane, że Bóg zniknął, przez co Skrzydlaci musieli radzić sobie sami i jakoś zorganizować formy kontroli nad własnymi ziomkami. Tu jest podobnie – z tą różnicą, że tak jak u pani Mai aniołów stróżów i innego ptactwa niebieskiego jest całkiem sporo, tak tutaj tych anielskich wyrobników od początku było mało, gdyż ich ilość była obliczona na czasy biblijne, kiedy ludzi było zdecydowanie mniej. Tak, ze sto, tysiąc razy, przynajmniej według ówczesnej wiedzy o świecie. Z tego względu przydział stróżów został ograniczony, a oni sami próbowali na wszelkie sposoby nakłonić podopiecznych do wiary – nawet te nielegalne. Żeby temu zapobiegać powstała agencja WINA, która miała kontrolować i wyłapywać łamiących regulamin aniołów. Trochę z tego się robi buddy cop movie, tylko w wersji książkowej, gdzie mamy dobrego i złego glinę, gdzie pierwszy jest byłym stróżem, drugi byłym żołnierzem Zastępów. Gdy do tego dochodzi jeszcze Loki i jego specyficzna relacja z obojgiem niebieskich kontrolerów, przypomina mi się świetny serial „Lucyfer”, gdzie policjantce i jej byłemu partnerowi jako konsultant pomaga sam Niosący Światło, będący na Ziemi na wakacjach. Jedyna różnica polega na tym, że w książce Ćwieka sprawy dotyczą aniołów, a serial był kryminalnym proceduralem z nowym morderstwem co odcinek.

Nie znaczy to bynajmniej, że książka jest zła. Świetnie się czyta, język jest bardzo plastyczny, a światy – ziemski i nadnaturalny – świetnie ze sobą współgrają. Bohaterowie też są świetnie nakreśleni, a samego Lokiego to nigdy nie wiadomo, czy wyściskać z wdzięcznością czy przybić piątkę w twarz krzesłem…

Akcji nie brakuje, i mimo lekko cegłowatego wyglądu czyta się szybko, a bohaterowie nie są z samego papieru i farby drukarskiej. Jako bonus, w scenie po napisach, mały cross-over z inną serią autora. A sam „Kłamca” już się do mnie uśmiecha z półki, stylem filmowego amanta.

Allenare

12 lutego 2019

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.