Zupełnie nie tego się spodziewałam.
Poprzedni tom zakończył się tym, że Rin uciekła republikanom i sprzymierzonym z nimi Hesperianom, prowadzącym na niej eksperymenty. Teraz bohaterka sprzymierzyła się z włodarzami Południa, by obalić obmierzłe rządy i wypędzić obcych. Traktowali ją jednak bardziej jak broń niż dobrego dowódcę, więc podstępem zdobyła miejsce w radzie wojennej. Wtedy przyznano jej dowództwo nad oddziałem i wysłano z kampanią na południowe rubieże. Tam doświadczyła zwycięstwa, porażki, a na koniec została zdradzona. A jej wrogiem stał się cały świat.
„Republika smoka”, mimo świetnej historii, rozczarowała mnie swoim brakiem rozwoju bohaterów. Ale wtedy nie miałam całego obrazu. „Płonący bóg”, razem z poprzednim tomem, jest świetnym studium przypadku – fiksacji głównej bohaterki na udowadnianiu wszystkim swojej wartości. Na poczuciu własnej wspaniałości i miażdżeniu wszystkich, którzy kiedyś mieli ją za nic. Cały cykl w ogóle okazał się świetną historią o upodlonym za młodu człowieku, któremu w ręce wpadła moc przewyższająca jego silną wolę. „Władza absolutna korumpuje absolutnie”, jak mawiał klasyk.
Fabuła ma trochę słabszych momentów – jak szkolenie młodych szamanów – a niektóre zwroty akcji zdają się wyciągnięte z pewnych części ciała. Ale proszę Państwa, nie zapominajmy, że to debiut i ma do tego prawo. Słabsze momenty są normalne, ale w ciągu trylogii widać, jak bardzo rozwinął się warsztat autorki. Historia jest monumentalna (czytaj: przydługa), ale żeby ją ciągnąć na tym samym poziomie suspensu – do tego trzeba prawdziwego talentu. Nie mogę się doczekać, czym Rebecca Kuang zajmie się następnym razem.
I jeszcze co do zakończenia – osobiście miałam nadzieję na coś bardziej podnoszącego na duchu. Jednakże gdy doszło co do czego, pomyślałam: jakie to wschodnie, i że w sumie tak jest lepiej. I tylko Kitaja żal – zasługiwał na dobrą przyszłość.
Napisz pierwszy komentarz.