Bogowie pustyni – Michał GołkowskiRecenzja

Nieczęsto się zdarza, że kontynuacja książki utrzymuje poziom poprzedniej części. Jeszcze rzadziej, że jest od niej lepsza. Tutaj jest jeden z przykładów – na plus. „Bogowie pustyni” zaczynają się od wybuchu, prawie jak u Hitchcocka (prawie robi, jak zwykle, sporą różnicę, ale o tym później). I znowu Zahred wykorzystuje warunki społeczne panujące w mieście, by „pomóc” historii wejść na tory dla niego korzystne. I tu niespodzianka, bo po 20-stronicowej wartkiej akcji nagle jakby ktoś zaciągnął hamulec ręczny – główny bohater uspokaja się. I taki spokojny będzie do połowy tomu.

Reszta jest polityką. Bo i polityki jest tutaj więcej niż w „Spiżowym gniewie” – nowy porządek dopiero się konstytuuje, potrzebny jest ktoś, kto by to ogarnął, i mimo niechęci Zahred się zgadza. A potem rozsmakowuje. I w końcu wie, jak zwrócić na siebie uwagę bogów.

W tym momencie, mniej więcej w połowie książki, akcja się znowu rozkręca i już nie zwalnia aż do samego końca. Postać bohatera nabiera głębi – tak jak w pierwszym tomie planowanego „Siedmioksięgu grzechu” był istotą manipulującą innymi, uważającą ich jedynie za „oddychające ochłapy mięsa”, tak tutaj odnosi się tak tylko do niektórych. Bierze na wychowanie chłopca, którego chroni i dąży do zwycięstwa tylko po to, żeby on mógł żyć. Zaprzyjaźnia się z człowiekiem, z którym zawiązuje bractwo krwi, któremu też próbuje pomóc – byłam w szoku, kiedy pewne zdarzenie, które według mnie było kolejną grą wymierzoną we wrogów, okazało się czymś zupełnie innym, a dobre intencje Zahreda były szczere…

Po opadnięciu emocji związanych z pierwszą częścią, mając drugą część do porównania, muszę przyznać, że druga część jest lepsza. Mimo gwałtownego wyhamowania tempa narracji już na samym początku, by wrócić do niego po ok. 300 stronach (kobyłka, taaak…), intryga i pomysłowość wyrastają tutaj bujnie niczym papirus nad brzegiem żyznej Rzeki.

Allenare

4 grudnia 2018

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.