Ciężko się to czytało. Książkę o rasizmie w czasach dla niego naturalnych. Wśród ludzi, których zwykłam uważać za „swoich”. O pięknie nauki, którą przekształca się w broń.
Robin jest jeszcze dzieckiem, gdy jego matka umiera, a on sam zostaje przewieziony z Kantonu do Anglii. Tam pod okiem profesora Lovella uczy się języków klasycznych, by po kilku latach zostać studentem Oxfordu. Tam, w Instytucie Translatoryki, pogłębia swoją wiedzę lingwistyczną, co umożliwi późniejsze korzystanie z magii sztabek srebra pracujących na znaczeniu słów. Jego losem ma być uniwersytet, ale pewnego dnia spotyka grupę złodziei, a wśród nich swojego sobowtóra. Instynktowna pomoc jest pierwszym krokiem do przewrócenia świata chłopaka do góry nogami.
Ta książka boli. Bardzo sugestywnie i prawdziwie opisuje ludzi, którzy w ramach wykonywanego zawodu powinni być lepsi, rozumieć więcej, ale naukę dla zrozumienia świata wolą przekuć na czysty zysk. Ludzi, którzy czerpią profity z nieszczęścia innych i nazywają to sprawiedliwością dziejową. Takie książki sprawiają, że odechciewa się być kapitalistą.
Nie wiem, jak autorka to robi, ale rozumiemy wszystkich bohaterów. Sympatyzujemy na pewnym poziomie nawet z tymi negatywnymi. Motywacja każdego z nich – poza może Robinem w pewnym momencie – jest tak subtelnie wyjaśniona, wprowadzona, że czytelnik im się nawet nie dziwi. Bo jeśli status quo przynosi ci komfort i bezpieczeństwo, po co go zmieniać? Ewentualnie odrobinę, by dopasować go do własnych ambicji, ale nie za dużo, bo jeszcze plebs zechce dołączyć. Rasizm? Ależ oczywiście. Mamy go również teraz, po każdej ze stron konfliktu, w każdej cywilizacji jakiś inny naród dostawał łatkę barbarzyńskiego. Tylko mam wrażenie, że coraz więcej ludzi zapomina nawet nie jak kiedyś było, tylko od czego się zaczęło. Początki rewolucji, w rewelacyjny sposób wprowadzonej w świat przedstawiony, były trudne i często wymagały ofiar. Ale sama „Babel” pokazuje, że warto. By móc zmienić świat dla kolejnych pokoleń.
Żeby nie było zbyt słodko i różowo, malutka łyżka dziegciu. Robin jako protagonista irytuje. Zdaję sobie sprawę, że utknął pomiędzy światami i waha się, którą stronę konfliktu wybrać. Obawia się o swoje bezpieczeństwo i czuje się pozostawiony samemu sobie zbyt często. Ale on się waha trzy czwarte książki. Nawet po najgorszym z uczynków, który w życiu dokonał, i całej historii go poprzedzającej, nie potrafi do końca wybrać stron. Ostatnia część na szczęście ratuje jego charakter.
Książka jest piękna. Ciężka, trudna, ale piękna. Więcej tak wartościowych pozycji, a może do paru co twardszych głów coś też trafi, a świat stanie się odrobinę piękniejszym miejscem.
Napisz pierwszy komentarz.