Jest to zakończenie serii, jakiego się nie spodziewałam. Ale jakie prawdziwe z drugiej strony.
Daimon i Lucyfer oczywiście połączyli się zresztą wyprawy, kontynuując podróż w głąb Stref Poza Czasem. Asmodeusz depcze im po pietach, co nie znaczy, że ma szansę dość szybko ich dogonić. Zaś w Otchłani dochodzi do kontaktu Razjela ze szpiegiem z Królestwa. Co może pójść źle? Oczywiście, że wszystko!
Ale znowu nie tak dużo, bo książka musi skończyć się dobrze. Chociaż objętość tomu wskazywałaby inaczej. Nie zmienia to faktu, że perypetie bohaterów przykuwają uwagę i angażują emocjonalnie, nie pozwalając choćby na chwilowe odłożenie książki. Pewne sytuacje nawet mogą sprawić ból u co wrażliwszych (jak można robić takie rzeczy kocięciu?!), ale zakończenie, niespodziewane w swej formie, wszystko wynagradza.
Cieszy mnie, że Daimon zaczyna odczuwać inne emocje niż rozpacz i obojętność. Tak jak w poprzednich książkach z cyklu anielskiego wpadając w gniew mógł go szybko wykorzystać w bitwie, tak tutaj… nie może – przecież kobiety nie uderzy. Dzięki temu w jego duszy dzieje się zdecydowanie więcej niż do tej pory, próbując negatywne emocje inaczej skanalizować.
Podoba mi się rozwiązanie kwestii Lucyfera – zarówno tego prawdziwego, jak i całego Piekielnego zamieszania wywołanego nieostrożnym zachowaniem Razjela. Wreszcie Lucek nie jest typowym nastoletnim wierszokletą z problemem emocjonalnym, tylko staje się władcą Otchłani naznaczonym przez Pana. Me gusta.
Cały stworzony świat Stref Poza Czasem, wszelkie podobieństwo do istot prawdziwych czy urojonych całej fauny i wszelkie postacie, które bohaterowie napotykają na swojej drodze – to wszystko razem tak cudownie współgra ze sobą, że w tym momencie nie jestem w stanie wyobrazić sobie ich inaczej.
Proszę Państwa, MLK znowu to zrobiła.
Napisz pierwszy komentarz.