Korona śniegu i krwi – Elżbieta CherezińskaRecenzja

„Korona śniegu i krwi” wbrew pozorom należy do gatunku fantasy. Mimo, że fantasy jest tam naprawdę niewiele, za to jako fabularyzowana powieść historyczna sprawdza się idealnie.

Okres rozbicia dzielnicowego każdy z nas, mniej lub bardziej, kojarzy z historii. Królestwa Polskiego właściwie nie było, a każdy z udzielnych dzielnicowych książąt próbował ciągnąć kołderkę w swoją stronę, często wplątując ościennych władców w piastowskie wojenki. Sojusze zawiązywano, by chwilę później je zerwać i stworzyć nowe. W książce śledzimy wydarzenia, które miały miejsce w drugiej połowie XIII wieku, a które doprowadziły do koronacji pierwszego od czasów Bolesława Śmiałego króla Polski. Mogłaby to być kolejne nudne opracowanie z dialogami, ale miło się zaskoczyłam.

Autorka idealnie porządkuje galimatias dyplomatyczny panujący w tamtych czasach, jednocześnie nie przytłaczając faktów zmyśleniami i scenami fabularyzowanymi. Wartki, łatwo przyswajalny język potęguje przyjemność czytania, ułatwiając zagłębienie się w opowieść. Świetnie napisani są bohaterowie (św. Kinga skradła moje serce), nawet drugo- i trzecioplanowi, każdy z odmiennym charakterem sprawiającym, że łatwo odróżnić jednego Bolesława od drugiego 🙂 Dużo się w tej książce zadziało dobrego, sprawiającego, że jest to naprawdę świetne opowieść.

Drażniły mnie jednak dwie rzeczy. Pierwsza, to nagłe przejścia czasowe, gdy opowieść toczy się z perspektywy jednego z bohaterów, następują długie opisy jakichś wydarzeń, by nagle się okazało, że to są wspomnienia toczone w zupełnie innych okolicznościach. Za pierwszym razem tak mnie to zaskoczyło, że straciłam skupienie i musiałam przeczytać całą sekwencję jeszcze raz. Do tego na szczęście można się jednak przyzwyczaić, tak że się tego nawet nie zauważa.

Drugą sprawą są wątki fantastyczne, jak dla mnie najsłabsze w tym bardzo dobrym skądinąd utworze. Tak jak doceniam wątek Lukardis i morderczej służki – najlepszy jak dla mnie – i próbę wplecenia lokalnych legend, tak cała historia dotycząca rodu Zarembów tylko mnie konfundowała. Nawet jak na fantasy, wydało mi się to wszystko trochę zbyt naciągane – zawieszenie niewiary poszło się paść na szczęście dopiero pod sam koniec, co nie zmienia faktu, że przez większość czasu wisiało na włosku.

Narzekanie niech jednak nikogo nie zniechęci. Jak wspomniałam na samym początku, „Korona…” jako powieść historyczna spisuje się więcej niż dobrze, i choćby dlatego warto jej dać szansę. A ja się może skuszę na drugi tom.

Allenare

3 grudnia 2020

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.