Wzięło mnie ostatnio na słowiańszczyznę. Poprzednim razem było bardziej magicznie, teraz czas na bardziej realistyczne rejony. Na pogranicze mitu i historii, na scenę wkracza „Piast”. Smutno mi tylko, że na moim radarze pojawił się dopiero niedawno.
Dawno, dawno temu, jakiś dzień drogi od Gniezna, żyło sobie dwóch braci. W tym samym wieku, choć nie bliźniacy. Byli nierozłączni, dopóki nie zaczęli dorastać i interesować się dziewczynami, w szczególności jedną z ładniejszych w wiosce. A jak wiadomo, kobiety sprowadzają zgubę nawet na najlepszych wojów. Także, od kłótni o ślicznotkę przechodzimy do morderstwa, handlu ludźmi, bitew i w końcu zdrady. Zdrady największej.
Autor dobrze rozegrał wszystkie wątki, które miał w zanadrzu. Nie oszczędził nikogo, byle tylko popchnąć fabułę w wybranym przez siebie kierunku. Nie twierdzę, że to coś złego. Wręcz przeciwnie, niemal wszystkich dogania przeznaczenie, na jakie zasłużyli, bez większych nielogiczności. Za to z dodatkową porcją wartkiej akcji, nie pozwalającej się oderwać od lektury.
Dodatkowo zastosowany jest ciekawy zabieg narracyjny, wprowadzający trzy osobne punkty widzenia. Nie do końca się one ze sobą zgadzają, stają się coraz bardziej rozbieżne, by pod koniec zasiać wątpliwość, który z nich jest prawdziwy. Można wybrać, jeden, dwa z nich, żadnego lub wszystkie naraz. Nieoznaczoność w tym przypadku jest zaletą i zmusza do zastanowienia się nad wszystkim przeczytanym do tej pory.
Mamy tyle pięknych legend, wspaniałych historii jeszcze nieodkrytych, bądź domagających się reinterpretacji. Za to mamy niedostatek bajarzy-gawędziarzy, którzy by chcieli wziąć je na warsztat. Dlatego warto się pochylić nad każdą próbą poprawienia tego stanu rzeczy. Tym bardziej, jeśli ma wyjść coś tak dobrego, jak ta książka.
Napisz pierwszy komentarz.