Zakon Krańca Świata. Tom 1 – Maja Lidia KossakowskaRecenzja

Tak jak uwielbiam inne książki Kossakowskiej, ta mnie totalnie rozczarowała. Mimo kunsztu pisarskiego, świat wykreowany nie był w stanie mnie mocniej zainteresować.

Bo niby mamy tu wszystko, co potrzebne – post-apokaliptyczny świat, którego reguł nikt do końca nie zna albo nie uznaje; kilka tajemniczych organizacji; pomieszanie magii z technologią; oraz bohater, twardziel-samotnik o gołębim jednak sercu, który pomaga niedomagającej społecznie znajdzie.

Po serii dość niefortunnych zdarzeń daje się zwerbować jednej z grup, jednocześnie doprowadzając inną do wściekłości i chęci zemsty. Wszystko jest mroczne, smutne, depresyjne. Niby wszystko fajnie, ALE.

Przede wszystkim, wstęp do całej przygody mnie skołował. Zbyt wiele nowych słów, bez wyjaśnienia, sprawiło, że poczułam się po prostu głupia i z miejsca mnie to odrzuciło. Przytrzymała mnie przy tej książce jedynie lojalność w stosunku do autorki, co nie zmienia faktu, że dalej nie jest dużo lepiej.

Imponuje mi co prawda sposób połączenia fanatycznej religii i wysoko rozwiniętej technologii; nigdy bym się nie domyśliła, w jaki sposób doszło do apokalipsy. Sam moment armagedonu jest świetnie opisany, jego konsekwencje też, tylko to, co miało stać się później, do mnie nie przemawia.

Może przesadzam, ale odwołań do świata przed apokalipsą jest według mnie zbyt dużo. Może to kwestia tego, że nastąpiło to stosunkowo niedawno w świecie książki i pozostałości po budynkach można spotkać na każdym kroku, ale nie każdą ruinę warto opisywać. Wszechobecna beznadzieja i marazm, zamiast przytłaczać, tylko mnie irytowały. Przekrój społeczeństwa i to, co się z nim stało, zostało świetnie, bardzo plastycznie i prawdopodobnie ujęte. Jednak można to było zostawić na poziomie opisu, postaci nie muszą sobie nawzajem przypominać, jak bardzo jest źle.

Główni bohaterzy są dość stereotypowi jak na Kossakowską. Lars bardzo przypomina mi Daimona Freya, z tym wyjątkiem, że zachowanie Bergersona w stosunku do Miriam nie wydaje się do końca uzasadnione. W konstrukcji jego charakteru znajduje się pewna niekonsekwencja, mająca odzwierciedlenie w jego niepewności siebie, mimo wykonywania swojego zawodu od kilku ładnych lat. Miriam zaś się miota od zahukanej dziewczynki świeżo wyrwanej z sekty do zadzierającej nosa dziewuchy, która „wszystkim pokaże, że umie”. Dawno nie spotkałam tak irytującej postaci. Najlepiej jest napisany Angelos – nie wiadomo do końca, o co mu chodzi, czy czegoś nie kombinuje lub ukrywa przed światem. Jest tak dobrze zniuansowany, że tylko dla niego mam ochotę sięgnąć po drugi tom.

Patrząc powyżej, można się pokusić o stwierdzenie, że jest bardzo źle. Otóż nie jest – książka daje się czytać, czasem nawet z przyjemnością. Ja na pewno sięgnę po drugi tom, choćby po to, by poznać prawdziwą motywację Angelosa.

Allenare

8 listopada 2019

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.