Stróże. Brudnopis Boga – Jakub ĆwiekRecenzja

Dalszy ciąg historii o agencji WINA i jej dwóch (jak na razie jedynych) agentach. Moje zdolności detektywistyczne miały z nią pewien problem – opowieść sprawiała wrażenie bycia czym innym, niż się okazała na końcu. Rozwiązanie tak proste, że nikt by nie wpadł, a jednocześnie logiczne do bólu. Czy to nie cudowne?!

Wprowadziła mnie w błąd historia tycząca się założenia agencji. Jak to Butch zjawia się na przeszkoleniu u Zadry, próbując się przekwalifikować na zwykłego stróża. Jak to byłego żołnierza Zastępów, do tego z jednostki specjalnej, ściga go przeszłość, i do końca miałam wrażenie, że po prostu trauma pomieszała mu w mózgu i ma nieswoje wspomnienia. Prawda okazała się lepsza, ciekawsza, prostsza (w sumie, zależy dla kogo). Butch okazuje się postacią tak niezwykłą, że aż zapiera dech, a Ćwiekowi należą się oklaski za misterność konstrukcji jego osobistej historii.

Na jego tle Zadra wypada bardzo prostolinijnie – szczery chłopak o dobrym sercu, któremu podoba się stróżowanie i naprawdę czuje do tego powołanie. Z drugiej strony ma kontakty, które ułatwiają mu dostęp do wielu potrzebnych informacji. On jest mózgiem, ten drugi mięśniami. Zestaw jak z klasycznego „buddy cop movie”, ale ta klisza jest ograna wręcz fantastycznie, nomen omen.

Podoba mi się postać Lucyfera, która w pewnym momencie się tu pojawia. Jest inny, niż u M. L. Kossakowskiej – nie użala się nad sobą, nie filozofuje. Jest prawdziwym przywódcą, który bierze w swoje ręce los własny i swoich popleczników, strąconych z Niebios przez Boga. Próbując zapewnić im byt, nie cofnie się przed niczym, nawet niechcący wywołując trwającą po wieczność vendettę. Nie można jednak powiedzieć, która z kreacji – czy u Ćwieka, czy MLK – jest lepsza. Obie są po prostu inne i na swój sposób wyjątkowe, żadnemu z nich nie można odmówić talentu w kwestii kreowania charakterów.

Książka jako całość jest bardzo spójna, mająca jeden wyraźny wątek fabularny przewijający się od początku do końca – wspomnienia Zadry podczas prób przesłuchania opętanego anioła. Każde miniopowiadanie jest wciągające i aż żal, że wszystko tak szybko się kończy. To zasługa płynnej narracji i i bardzo prostego języka, bo po co komplikować rzeczy łatwe do wytłumaczenia.

A, i pojawia się Kłamca. Choć i bez niego ta książka jest świetna.

Allenare

2 kwietnia 2020

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.