Pogrzebany olbrzym – Kazuo IshiguroRecenzja

Ta książka nie miała tu trafić. Miała być przerywnikiem pomiędzy jedną epicką powieścią a drugą. Mam jeszcze w pamięci „Okruchy dnia”, odznaczające się kompletnie innym umiejscowienie akcji i stylem. Ale ta perełka nie może pozostać niezauważona.

Czasy (po)arturiańskie. Para starszych Brytów udaje się w podróż, by odwiedzić syna w dalekiej wiosce. Cały czas zbaczają z drogi, dokucza im zdrowie. Sytuacji nie pomaga też dziwna choroba niepamięci, mająca wpływ na postrzeganie rzeczywistości. Po drodze zaś spotykają saksońskiego wojownika, chłopca ranionego przez ogra, a nawet sir Gawaina.

Początkowo, ciężko było wejść w klimat historii. W atmosferze przepełniającego historię smutku, dialogi pisane pół-naiwnym, pół-uczonym tonem charakterystycznym dla średniowiecznych eposów wybijały z rytmu. Tutaj, forma jest wszystkim i uświadomienie sobie tego łagodzi poznawczy dysonans.

Opowieść jest prosta, starsze małżeństwo wierzące w prawdziwość swej pamięci wyrusza w określonym celu. Lecz już na początku dostajemy dowód, że coś jest nie tak – w jednej chwili Beatrice wspomina, że ich syn uciekł nie wiadomo gdzie, a chwilę potem jest pewna, że właśnie w tej chwili ich oczekuje. Niezwykłość świata pogłębia się z każdym krokiem, z każdą poznaną postacią, których nawet zdawkowe wypowiedzi w jakiś sposób rezonują w historii. A potem jest finał, ową niezwykłość podsumowujący, jednocześnie ukręcający jej łeb. Wszystko, co potem zostaje, nawet niecodzienne, wydaje się do bólu ludzkie.

Ishiguro jest mistrzem w przekazywaniu emocji. Smutek i niepokój nie opuszczają nas przez całą historię, mimo że nic szczególnego się nie dzieje. Razem z bohaterami odczuwamy ich zmęczenie, gniew, żal za przeszłością, a nawet wyrzuty sumienia. Dawno nie zostałam tak przeczołgana emocjonalnie przez kawałki zadrukowanego papieru. Ale podróż z Axlem i Beatrice była tego warta.

Allenare

1 grudnia 2022

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.