Każda potwora znajdzie swojego amatora, a wszystko skończy się dobrze. Jak zwykle u Austen.„Opactwo Nothanger” jest kolejną pozycją wydaną w serii Angielski Ogród od Świata Książki. Znowu urocza okładka, nawet nie przeszkadza, że różowa. A zawartość… trochę odpowiada kolorystyce.
Oto jest Kasia – właściwie Katarzyna, ani za piękna, ani za inteligentna, ma za to dobre serce i nie widzi w innych wad. Uwielbia książki, szczególnie powieści, co nie jest popularne wśród kobiet w jej sferze. Jej najbliżsi sąsiedzi, widząc w okolicy brak rozrywek dla młodej panny, zabierają ją ze sobą do Bath. A tam, na balu, niczym Kopciuszek, panna Morland poznaje przystojnego Henry’ego Tillneya, i poddaje się jego młodzieńczemu czarowi.
Mam za sobą już kilka książek Austen, ale dopiero przy tej mam wrażenie, że autorka sympatyzuje z bohaterką, a nawet jej współczuje. Nawet Fanny w „Mansfield Park”, która koniec końców była dość złośliwą książką, nie była traktowana z taka delikatnością co Katarzyna. Co więcej, romans tu rozwija się tak dobrze, w tak pożądanym przez czytelników kierunku, że ostateczna przeszkoda w uczuciu atakuje z zaskoczenia i nie bierze jeńców.
Czego tu się nie mogłam doczekać, to tytułowego opactwa. Miejsce to pojawia się wspomniane dopiero w połowie książki, ale ono samo gra tu niepoślednią rolę. Jest sceną ukazującą wrażliwość młodej damy, a także jej naiwność, gdy biednej dziewczynie rzeczywistość zaczyna mieszać się z gotycką powieścią, którą sobie w owym czasie upodobała.
Jane Austen jest marką samą w sobie. Im jestem starsza, tym więcej widzę zależności społecznych ukazanych w jej powieściach i potrafię docenić szczęście, jakie spotyka bohaterki. Może już czas odświeżyć sobie „Rozważną i romantyczną”, którą w okresie gimnazjum uznałam za niesprawiedliwą?
Napisz pierwszy komentarz.