Jak ja uwielbiam tę serię, to wiem chyba tylko ja. No i Małż, który często jest świadkiem ekspresyjnych dowodów na moje zaangażowanie w historię.
By uzyskać gwarancję niezależności dla nowopowstałego królestwa, Rez odwiedza władcę Gendishenu, wysuwającego roszczenia co do wysepki. Ten zaś każe mu uganiać się po dwóch innych państwach w poszukiwaniu miecza, który nawet nie jest magiczny. Samo Cael zaś usiłuje funkcjonować pod okiem Frishy i Tierana, pomimo niesłabnącej niezwykłości miejsca i jego nowych mieszkańców. Ponadto wyjaśnia się parę tajemnic, między innymi jedna z największych tajemnic rodziny królewskiej Ashai.
Nieodmiennie fascynuje mnie, jak główny bohater funkcjonuje. Kieruje się on wyłącznie logiką, biorąc poprawki na emocje innych ludzi, których on nie odczuwa. Dzięki temu udaje mu się wypełnić większość umowy z fae. Przy okazji, głównie przez nieporozumienie, zaczyna budować imperium (o dość znajomej dla niektórych czytelników nazwie). Wszystko przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza, o ile służy jego celowi. I tak się dzieje, dopóki jego świat – najbliżsi ludzie – nie zaczyna mu się walić. Jego walka z uczuciami, których przecież nie ma, i opisy jej są warte każdej zapisanej strony. Kade umiejętnie się bawi frazą, grając na duszy czytelnika jak na organach.
Tak jak świat wewnętrzny bohaterów, równie fascynujący jawi się ten ich otaczający. Poznajemy z bohaterami nowe kraje, o bardzo zróżnicowanej geografii i kulturze. Są one tak zbudowane i opisane, że gorąc pustyni i szum traw aż przebijają z kart powieści. Wydaje się niemalże, że istnieją naprawdę, tak kompleksowy obraz maluje autorka.
Przez krótką chwilę miałam atak serca z powodu zakończenia, które de facto nim nie jest i być nie może. Po krótkim spacerze po internecie okazuje się, że nie dość, że będzie tom piąty serii, to jeszcze spin-off o adepcie Wessonie. Nawet na urlop nie mogłam się tak doczekać, jak teraz na te dwie pozycje.
Napisz pierwszy komentarz.