Nie przepadam za horrorami, głównie dlatego, że nie lubię się bać. Wolę takie, które trzymają w napięciu. Tak jak „Bar dla potępionych”.
Mimo oznaczenia na okładce, że tom należy do serii Strefa Mroku, nie byłam do końca świadoma czego się spodziewać. Opis na okładce ograniczał się do wyliczenia kilku bohaterów, których i tak poznajemy na 6 pierwszych stronach. Z których część niedługo potem ginie. I to ma znaczenie dla fabuły! Gdyż ta książka jest doskonałą ilustracją stwierdzenia, że życiem rządzi przypadek; gdyby nie mały zbieg okoliczności, wieczór minąłby jak zwykle, a wiele tajemnic nie wyszłoby na jaw. Tych sekretów jest zatrzęsienie, i mimo że wiele wyjaśniają i rozjaśniają motywacje bohaterów, jeszcze jeden „reveal” i pękła by mi czaszka. I to jest w sumie jedyny, choć dość poważny zarzut co do historii. Poza tym, że czasem staje się zbyt telenowelowa.
Bo sama opowieść bardzo wciąga. Jest to świetnie napisany thriller paranormalny, który przez cały czas potrafi utrzymać napięcie. Do elementów paranormalnych można się przyzwyczaić, i nawet rozsypujące się w proch gadające jelenie bardziej straszą niż dziwią.
Użyty język jest bardzo prosty, historia płynie wartko, a postacie, mimo ledwie naszkicowanych charakterów, nie pozostawiają obojętnym (choć to najczęściej sprowadza się ledwie do zainteresowania, co będzie dalej).
Zwroty akcji występują z przerażającą, kilkustronicową regularnością, za każdym razem wywracając na nice wszystko co wiedzieliśmy do tej pory.„Bar dla potępionych” jest świetnym czytadłem na lato, lekkie i (nie do końca, w pozytywnym jednak sensie) przyjemne. Do pociągu, na plażę, dla lubiących dreszczyk emocji.
Napisz pierwszy komentarz.