Uważam to za lekko ironiczne, że w okresie, gdy pogoda się wygłupia czytam książkę, gdzie zachowuje się tak samo. Odzwierciedlając przy okazji sytuację fabularną bohaterów.
Buntownicy zdobyli warownię Brask i nadszedł czas na uporządkowanie spraw. Jednakże nic nie odbywa się zgodnie z logiką. Zdobywcy chcą podziału ziem bez uprzedniego zabezpieczenia władztwa i nie zamierzają słuchać nikogo z faktycznych uczestników walk. Nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że Tuistanie nie zostali pokonani, tylko po prostu uciekają z wcześniej zagarniętych ziem. Wiatr pod wodzą Bielika rusza na misję, by się dowiedzieć, jakie zagrożenie wykurzyło armię karniejszą i potężniejszą od ich własnej. Uzyskane odpowiedzi nikomu się nie spodobają.
Być może źle na to patrzę, ale jedna myśl nie chciała mnie opuścić przez całą książkę: „ta kontynuacja nie jest konieczna”. Żeby nie zostać źle zrozumianą – dobrze się to czyta, zapewniło mi to rozrywkę na długi czas. Historia została dobrze skonstruowana, wątki bohaterów pociągnięte w ciekawe strony. Zarysowano nowe, ciekawe konflikty, które naturalnie powstają przy wygranej wojnie, kiedy zwycięzcy decydują, jak podzielić ten nowy kawałek ziemi. Narracja Mortki wciąż wartka, z uczuciem traktująca wszystkich bohaterów, emocjami stosownie do ich charakterów. Samego Voortena można by potraktować łagodniej, ale licentia poetica rzecz święta i nie ma się co wcinać autorowi w akcję. Zresztą, wszystko powyższe do kupy tworzy bardzo ładny obrazek, trochę nadwyrężający nerwy i zostawiający w stanie lekkiego zaskoczenia, reszta to szczegóły.
Najważniejszym szczegółem jest niestety ten, że ta książka nie była konieczna. Poprzedni tom tworzył pięknie zamkniętą całość, która pozostawiwszy czytelnika w niedopowiedzeniu, nie pozostawiał wiele do pociągnięcia. Autor miał inne zdanie, powstała „Utracona godzina” cierpiąca na syndrom Drugiej Części, trzeci tom jeszcze przede mną. Liczę, że jakościowo ten cykl ułoży się w ładną sinusoidę.
Napisz pierwszy komentarz.