To nie jest o wojsku. Znaczy, też. Ale głównie o sierżancie.
Lancelot został wysłany ze swoimi ludźmi na prowincję królestwa, by uczestniczyć w rozpoznaniu tudzież bitwie z wrogiem – Dzikimi Ludźmi z ziemi niczyjej. Natrafia na grobowiec z czasów starożytnych, większość jego towarzyszy broni ginie w niejasnych okolicznościach, a on sam zostaje wplątany w spisek mający na celu złożenie ofiary ze wszystkich mieszkańców jego ojczyzny…
Przede wszystkim moja uwagę zwróciła kreacja świata. Koegzystuje w nim magia i technologia, z tym, że im bardziej skomplikowana maszyna, tym łatwiej ją zniszczyć jednym zaklęciem i z bardziej spektakularnym efektem. W takich przypadkach na samochody nakładane są dodatkowe czary ochronne, a najsprytniejszym moździerzem jest ten używający zapadek i hydrauliki. W tym świecie znajduje się bohater – z przeszłością, nawet nie swoją, ale wpływającą na życie jego i paru innych osób, oczywiście wiążącą się ze spiskiem sięgającym tronu. Dla sierżanta jest ona przez większość historii zagadką, czego konsekwencją jest brak jakiejkolwiek porywającej akcji tak mniej więcej do połowy książki. Potem sytuacja się zmienia, a zwroty akcji zdarzają się niemal co chwilę, co z jednej strony powodowało niedokładność książki, a z drugiej… dość powiedzieć, że w pewnym momencie zastanawiałam się, czy autor stwierdził, że jak zaraz czegoś nie wymyśli, to nie będzie happy endu. Albo książka będzie za długa i nikt jej nie kupi.
Nie zmienia to faktu, że przeczytać warto, chociażby dla świata wykreowanego na kartach „Sierżanta”. I dla większości plot twistów, bo mimo że czytałam tę książkę już drugi raz, wciąż potrafiła mnie zaskoczyć.
Napisz pierwszy komentarz.