Zachęcona ogólną jakością serii Zapiski Stali, postanowiłam dać szansę wcześniejszym dziełom Arkadego Saulskiego. Mogę stwierdzić, że się nie zawiodłam.
Erin Barinor, handlarz artefaktami i doświadczony najemnik, zostaje wynajęty przez Kościół do poszukiwań potężnego glifu. Pomimo trudności misji nie ma możliwości odmowy, ponieważ razem z przyjęciem zlecenia oddala od siebie sądowy wyrok śmierci. Razem z księdzem Sethem udaje się na mroźne południe, gdzie od dłuższego czasu trwają wojny z lokalnymi plemionami. Na poszukiwania wspomnianego artefaktu niezależnie wyrusza też grupa niebezpiecznych indywiduów. Działają na zlecenie cesarzowej, nieustannie rywalizującej o wpływy ze swoim bratem papieżem.
Jak na standardy fantasy książka jest dość krótka, a historia pociągnięta sprawnie i zajmująco. Nie dziwi więc, że bardzo szybko przeczytałam ją od deski do deski. Podoba mi się, jak opisane, oddane jest otoczenie, chaos bitwy, gonitwa z czasem i wszechobecne zimno. Saulski do tego naprawdę ma talent – wyciągnięcie opisem wrażenia poza karty książki.
Z drugiej strony można się przyczepić do bohaterów, że dwuwymiarowi, mało angażujący. Ale jako postacie w konkretnej fabule i otoczeniu sprawdzają się więcej niż dobrze. Spełniają swoją rolę wyzwolicieli, i bądźmy szczerzy – sama opowieść jest za krótka, by ich pogłębić. Trochę szkoda, ale rozumiem i szanuję.
Jako całość „Serce lodu” jest przede wszystkim świetną rozrywką na kilka wieczorów. Przede mną tom drugi, oby co najmniej równie satysfakcjonujący.
Napisz pierwszy komentarz.