Pani Cisza – Arkady SaulskiRecenzja

Jak ja bym chciała, żeby każdy środkowy tom serii tak wyglądał. Intrygujące otwarcie, wciąż rosnące napięcie, eksplodujące pod koniec w epickim pojedynku – Arkady Saulski nie bierze jeńców.

Mandukowie nie odpuścili i zmierzają w głąb kraju, zajmując kolejne tereny. Patriarcha rodu Nagata wysyła wojska przeciw klanowi Węży, o którym mówi się, że wspiera najeźdźców. Jego własny klan może za chwilę wyginąć, gdyż on sam jest już stary, a jego małoletniego syna trawi choroba, na którą nie ma lekarstwa. Gdzieś w tym galimatiasie jest Kentaro. Ukrywa się, ale przeznaczenie i tak go dopadnie.

Na sam początek zostajemy wrzuceni w scenę walki pośród płomieni. Pożar trawi niezliczone figurki Mędrca, a Kentaro wymienia ciosy z przeciwnikiem – po to, by po kilku akapitach cofnąć się o dwa tygodnie do właściwej historii. To otwarcie jest najbardziej filmowym jakie w życiu widziałam w książce. Nie zaszkodziła mu nawet zmiana tempa przy powrocie do właściwej fabuły, co naprawdę nieczęsto się zdarza. Przyszpiliło mnie do fotela i nie odpuściło aż do końca.

„Pani Cisza” jest lepsza od „Czerwonego Lotosu” pod niemal każdym względem. Ciekawa historia, intrygująco poprowadzona, świetnie zbudowane postacie. Zamknięcie całej opowieści w miesiąc też jej pomogło, nie było dłużyzn czy spadku tempa jak w poprzednim tomie. Żaden z bohaterów, nawet drugoplanowy, nie wydaje się być jednowymiarowy. Skok jakościowy widać niemalże gołym okiem.

Mam nadzieję, że rozwój autora będzie tylko postępował. Jeśli utrzyma tempo, w ostatnim tomie serii czeka nas prawdziwa uczta. Już chciałabym wrócić do Nipponu, na razie musi mi wystarczyć Kurosawa.

Allenare

22 lipca 2021

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.