Nie przepadam za świątecznymi opowieściami. Te współczesne są zazwyczaj do bólu cukierkowe, więc w miarę możliwości omijam je z daleka. Dlatego tym bardziej doceniam Marcina Mortkę.
Pod Kaprawym Gryfem wszyscy szykują się do świątecznej wieczerzy. Ale nawet wtedy Kociołek nie może mieć spokoju – do karczmy ciągle ktoś wchodzi lub wychodzi, czasem nawet oknem, a parę osób nie jest tym, za kogo się podaje. Może i dałoby radę wszystko uładzić w spokoju, ale dzieciaki jak na złość nie chcą spać, a wtedy ktoś musi je czymś zająć. Najłatwiej bajką.
Książeczka jest krótka i treściwa, pełna charakterystycznego dla tego uniwersum wariactwa. Dostajemy znanych bohaterów, jak zwykle niecodzienną sytuację i ciekawych adwersarzy. Dodatkowo pogłębiamy wiedzę o świecie stworzonym przez autora na potrzeby serii głównej, co też jest nie do przecenienia. Plus pogłębienie charakteru pewnych zaskakujących sojuszników – po prostu zakochać się można.
Historia jest przeurocza, z melancholijnym twistem na końcu. Idealna w oczekiwaniu na nadchodzące święta.
Napisz pierwszy komentarz.