Czarna czarna toń – Martyna SzkołykRecenzja

a książka leżała u mnie na czytniku już dłuższą chwilę, więc czas najwyższy był się nią zająć. Nie wiedziałam – albo nie pamiętałam – że jest o wilkołakach. Biorąc pod uwagę, jak wielką krzywdę zrobił tym stworzeniom „Zmierzch”, przeraziłam się nie na żarty. Ale twardym trzeba być, nie miętkim.

Burzowy Gniew zwany Burym siedzi w areszcie poobijany i poraniony. Częściej jest nieprzytomny niż świadomy, ale by temu zaradzić, zaczyna rozmawiać z chłopcem na posyłki, wysiadującym przed jego celą. Opowiada mu historię swoją, swojego stada, a w końcu jak się znalazł w takim, a nie innym położeniu.

Największą zaletą tej książki jest jej objętość – bardzo niewielka. Czyta się z tego względu dość szybko, aczkolwiek rzadko odczuwa się przy tym przyjemność. Nie jest jakoś bardzo źle – widać, że autorka sobie wszystkie elementy dobrze przemyślała. Doceniam uczynienie problemu głodu jako zmieniające rzeczywistość bohaterów, zazwyczaj ograniczającego się do wspominek i statystyki ofiar. Bohaterowie też są dobrze skonstruowani jako całość, choć do niektórych elementów można się przyczepić.

Największe zastrzeżenia można mieć do warstwy fabularnej i języka. Najchętniej bym wyrzuciła wątki o potworze z matecznika i zakazanym związku, a skupiła się na historii przetrwania wilkołackiej watahy. Fragmenty te są niedopasowane konstrukcyjnie i zaburzają narrację – jednym słowem, są wielką „przeszkadzajką” i wybijały mnie z rytmu opowieści. Jakby były doklejone na siłę, by był jakiś konflikt w stadzie. Już nie mówiąc, że jak tylko pojawiało się słowo „alfa”, „stado” i tym podobne miałam ciarki, ale to już nie wina autorki, tylko wspomnianego wyżej „dzieła”.

Zakończenie książki sugeruje możliwość kontynuacji – jak dotąd, nie widać drugiego tomu na horyzoncie. Autorka może mieć parę dobrych pomysłów, ale na razie niech poćwiczy do szuflady.

Allenare

14 maja 2021

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.