Cień utraconego świata – James IslingtonRecenzja

Ta powieść uświadomiła mi pewną wadę czytników, która do tej pory mi umykała. Nie można wrócić do losowych miejsc w książce, by sprawdzić informacje, które wcześniej zostały ujawnione. W 2/3 historii żałowałam, że nie zrobiłam sobie mapy wątków – ale po kolei.

Dwadzieścia lat temu magowie utracili władzę nad krainą. Obecnie ludzie zarówno się ich boją, jak i nimi pogardzają. Wszyscy władający Esencją są oznakowani Znamieniem, dodatkowo bywają spętani Kajdanami, by wypełniając obowiązki wśród ludzi, nie móc im zaszkodzić nawet nieumyślnie. Dzieci są zamknięte za murami szkół magii by nauczyć się z niej korzystać – jednak te, którym się nie uda, stają się Cieniami, pariasami z zablokowanym dostępem do Esencji. W takim otoczeniu dwóch przyjaciół ucieka z jednej ze szkół, by pomóc w uszczelnieniu Bariery oddzielającej ich krainy od demonów na północy. Tej samej nocy owa placówka – warowny zamek właściwie – jest celem ataku, który pozostawia po sobie same trupy, poza jedną dziewczyną. Od tego momentu spisek półprawdę kłamstwem pogania, a to tylko wierzchołek góry lodowej.

To – cała opowieść – mogłoby nie wyjść, gdyby nie było tak angażujące emocjonalnie. Mamy młodych chłopców, którzy podczas podróży muszą się ukrywać, by uniknąć zlinczowania przez losowych ludzi. Mamy dziewczynę, która z samego faktu, że przeżyła masakrę, została sprowadzona na sam dół drabiny społecznej, by czegoś ważnego sobie przypadkiem nie przypomniała. Wreszcie mamy całą grupę społeczną, która cierpi za błędy przodków, i jeszcze inną, którą pomiatają absolutnie wszyscy. Chce się tę niesprawiedliwość społeczną unicestwić i kibicuje bohaterom, by wszystko naprostowali.

Ale nie zapominajmy o wszechobecnych spiskach. Nie mam pojęcia, jak autor nad tym panuje, ilość oszustw i konspiracji, jaka atakuje czytelnika w trakcie poznawania fabuły, potrafi zamieszać w głowie. Sama w pewnym momencie żałowałam, że nie zrobiłam sobie notatek do każdej postaci, warstwa po warstwie odkrywających swoje prawdziwe intencje. I nigdy nie można być pewnym, czy to już koniec tajemnic. Wielki szacunek za zapętlenie historii tak, by nie zniechęcić, a jeszcze bardziej wciągnąć czytelnika w zabawę. A zakończenie tego tomu to perełka, nie mogłam dojść do siebie przez kilka godzin zastanawiając się, jak Islington z tego wybrnie i wyjaśni.

Jedynym problemem książki jest jej długość – ale bądźmy szczerzy, w dzisiejszym świecie bywały już dłuższe. Poza tym, CUŚ jest ka wciągający, że przez większość czasu się tego nie czuje.

Tylko nie róbcie tego błędu co ja – jak możecie, zaopatrzcie się w wersję papierową. Dla własnego dobra.

Allenare

21 listopada 2021

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.