Wilczy miot – S. A. SwannRecenzja

Ładne to. Naprawdę ładne. Wartka akcja, romans, wilkołaki… I to wszystko z Krzyżakami w tle. No co mogło pójść nie tak?

Jednoręki kłusownik Uldolf, porządny w sumie chłopak, znajduje w lesie pod krzyżackim grodem nieprzytomną, poranioną, nagą dziewczynę. Lilia, jak się budzi, nie bardzo umie mówić i wygląda na to, że cierpi na amnezję. Uldolf zabiera ją do swojej chaty, gdzie mieszka z ciotką i wujem, by opatrzyć jej rany i pomóc wrócić do rodziny, gdziekolwiek ona jest. Tymczasem, we wspomnianym wcześniej grodzie, poprzedniego wieczoru dochodzi do ucieczki z lochu pewnego dość niebezpiecznego stwora. Owe monstrum wybija prawie cały oddział wojska i ucieka w nieznanym kierunku. Przypadek? To bardzo dobre pytanie…

Historia jest dość prosta – od razu dostajemy informację, że Lilia jest wilkołakiem, służącym przez większość swego życia Zakonowi Krzyżackiemu. Jako tajna broń, już w dzieciństwie wysyłano ją na misję „osłabienia obrony” danej osady. Uldolf zaś jako dziecko stracił rodziców, siostrzyczkę i prawe ramię w ataku jakiejś dziwnej istoty. Tych dwoje, oczywiście, musiało się spotkać po latach nie pamiętając, że znali się wcześniej. I się w sobie zakochać.

Sam romans jest poprowadzony bardzo ładnie, wykorzystując rys psychologiczny postaci i ich aktualną sytuację. Nie ma romantycznych przegięć, sprowadzających relację dwóch osób do przesłodzonego, egzaltowanego kiczu. I w sumie nie jest się do końca pewnym, jak to się skończy, czy na nowo odkryta przeszłość nie przekreśli teraźniejszości a ich drogi się nie rozejdą. Ta niepewność jest bardzo ożywcza.

Fajnym konceptem jest umieszczenie akcji na ziemiach pruskich, u progu krzyżackiego panowania na tych terenach. Gdzie chrześcijaństwo wciąż jest nową religią, zagrożoną przez gdzieniegdzie kultywowane jeszcze pogańskie wierzenia. Paranoja napędzająca poszukiwanie domniemanych wrogów religii i postawę „cel uświęca środki” bardzo tu pasuje. To, że potem wszystko wybucha Niemcom w twarz przepięknymi kolorami, daje dużo satysfakcji.

Historia jest prosta i dość krótka – obejmuje zaledwie kilka tygodni. Choć można było z tego wycisnąć więcej, nie ma takiej potrzeby, opowieść świetnie wypełnia swoje założenia. Tak więc, odpowiadając na pytanie z pierwszego akapitu – w diabły mogło pójść wszystko. Ale nie poszło nic.

(Edit: przygotowując się do wrzucenia postu, dowiedziałam się, że to pierwszy tom trylogii. Teraz będę szukać kolejnych!)

Allenare

20 sierpnia 2020

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.