Instytut Absurdu – Justyna SosnowskaRecenzja

Biorąc pod uwagę poziom absurdu w naszym pięknym kraju, istnieje podejrzenie, że powinien bć regulowany. Jakiś instytut, czy coś… Ale nie o taki absurd chodzi w tej książce.

Eliza Żaczek jakimś cudem nie dostała się na wymarzone studia dziennikarskie. Traf chciał, że nie zapłaciła za zapisy – mimo że jej pamięć mówi inaczej. Niestety, na koncie nie ma odpowiedniej transakcji. Rozpamiętując porażkę, trafia do biblioteki, gdzie ogląda destrukcję woluminów przez małe stworki. Owe istotki zostają złapane przez dziwnych ludzi. Śledząc ich, bohaterka dociera do budynku stojącego tam, gdzie zazwyczaj nie ma żadnej budowli.

Jeśli ktoś kojarzy gatunek buddy-cop movie, to tutaj mamy jego wersję książkową. I to w polsko-urzędniczym wydaniu. Młoda bohaterka uczy się nowego fachu i świata, w czym pomagają jej nowi koledzy – starzy wyjadacze. Ci koledzy tez nie są zwyczajni – wśród nich mamy chociażby wampira czy wiedźmę. Jest różnorodność misji i osobowości. Plus kontrola z ichniego NIK-u, by ie zapomnieć, w jakim kraju żyjemy.

Jest to całkiem niezła książka. Historia jest odświeżająco lekka. Przeplata komedię pomyłek z atakiem chochlików, gdzie bohaterom zawsze udaje się wyjść z kłopotów. Konstrukcja przypomina trochę moje ulubione seriale proceduralne, i tak na dobrą sprawę książka mogłaby być świetna bazą na coś takiego. Poza tym doceniam za brak taniego romansu. Zamiast tego mamy rozwijającą się przyjaźń, zainteresowanie światem dookoła i odkrywanie, że mitologiczne stwory „tez ludzie”.

Nie potrafię jedynie uzasadnić obecności jednego z urzędników, poza ewidentną próbą podkręcenia dziwności Instytutu. Mam wielką nadzieję, że to się jakoś rozsądnie rozwiąże, bez jakiegoś irytującego „bo tak”. I będę naprawdę zła, jeśli kolejny tom nie powstanie – główna zagadka wydaje się na to zbyt dobrze przemyślana. A ja nie lubię zagadek bez rozwiązań.

Allenare

3 listopada 2024

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.