Nieczęsto się zdarza, że kontynuacja książki utrzymuje poziom poprzedniej części. Jeszcze rzadziej, że jest od niej lepsza. Tutaj jest jeden z przykładów – na plus. „Bogowie pustyni” zaczynają się od wybuchu, prawie jak u Hitchcocka (prawie robi, jak zwykle, sporą różnicę, ale o tym później). I znowu Zahred wykorzystuje warunki społeczne panujące w mieście, by „pomóc” historii wejść na tory dla niego korzystne. I tu niespodzianka, bo po 20-stronicowej wartkiej akcji nagle jakby ktoś zaciągnął […]