Świat bez świtu – Radomir DarmiłaRecenzja

Koniec świata nastąpił dwadzieścia lat temu. Bogowie wygrali z demonami i przenieśli się do Dworców swego ojca. Zabrali ze sobą wszystkich godnych tego zaszczytu, pozostawiając na ziemi żebraków, morderców, oszustów, niewolników. Ci ostatni zajmują miejsce kapłanów i próbują zwrócić uwagę bóstw na swój los. Ika Karelka ucieka z klasztoru po tym, jak jej przyjaciel zostaje złożony w ofierze. Spotyka wojownika imieniem Wik, który będzie jej towarzyszyć w wędrówce przez krainę, gdzie słońce pozostaje w wiecznym przedświcie. Jej śladem zaś podąża jeden z kapłanów, który ma za zadanie ściągnąć ją z powrotem.

Brzmi niezbyt interesująco, ale wczytując się w historię dalej, widać Pomysł. Pomysł przez duże P. I tak naprawdę chęć dotarcia do końca książki zasadzała się jedynie na tym, by dowiedzieć się rozwiązania. I na tym się nie zawiodłam – było ono zaskakujące i emocjonujące. Dawno nie doświadczyłam takiej frustracji, kibicując bohaterowi w jego walce. Nawet tylko symbolicznej.

Reszta składników opowieści wyszła trochę gorzej. Po świetnym wprowadzeniu do świata, czytelnik jest pozostawiony sam sobie. Opisy pozostawiają zbyt dużo pola wyobraźni, co może powodować zagubienie w przestrzeni. Bohaterowie, poza protagonistką, są w najlepszym przypadku dwuwymiarowi. I – co pozostaje dla mnie zagadką – miałam problemy z wejściem w historię. Przez większość książki niewiele się dzieje, ale widziałam już przypadki lepszego wykorzystania spowolnienia akcji.

Jak odkładałam czytnik nawet na chwilę, nie chciało mi się go podnosić z powrotem. Życzyłabym sobie lepszego podania tak świetnego pomysłu na fabułę, ale cóż. Warto jednak dla niego dać historii choćby szansę. A nuż znajdzie swoich odbiorców.

Allenare

20 stycznia 2023

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.