Gdzie boją się iść bogowie – Angus WatsonRecenzja

Przyznaję, że jak czytałam opinie ludzi na internetach, którzy zdążyli mieć książki w łapkach wcześniej, trochę się zżymałam na nazwanie tej serii „humorystyczną”. Jednakże, ja tez widzę, ile humoru zostało zawarte w tej serii, a w „Gdzie boją się iść bogowie” jest jej zdecydowanie najwięcej.

Nasi bohaterowie chcąc nie chcąc zostali wzięci w niewolę przez Wielkie Stopy używające telepatii – już to brzmi absurdalnie, jednak dalej jest niewiele lepiej. Krainy na zachód od Badlandów roją się od czarowników i wojowników, choć tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Wotanie i Calnianki ładują się w coraz to nowe tarapaty, lecz o dziwo, w niezmienionym składzie dotrwają niemalże do końca misji. A gdy do końca książki zostało 30 stron, ale wiesz, że jeszcze dużo się musi wydarzyć i ogarnia cię lekka panika, wiedz, że trafiłaś na jedną z nielicznych perełek.

Dzieje się tu dużo różnych dziwnych rzeczy, czasami kompletnie szalonych, ale pasujących do historii jak cudny rumak do karety lorda. Napięcie wzrasta, a po drodze do epicentrum wszelkiego zła można spotkać coraz to groźniejsze i udziwnione stwory. Czytelnik się bawi świetnie, kibicując bohaterom, z którymi się zżył, i których cudownego rozwoju i przemiany był świadkiem. Smutno się zrobiło, gdy okazało się, ze to już koniec. Zła wiedźma została zabita, potwory też, epiccy herosi wracają do szarego regularnego życia. Z jednej strony życzyłam im szczęścia i spokoju, z drugiej chciałabym, żeby spotkała ich jeszcze jedna przygoda.

Książkę pochłonęłam w dwa dni, porzucając wszystko inne (poza pracą). Było warto, to były dwa najciekawiej spędzone popołudnia w tygodniu roboczym od dłuższego czasu.

Allenare

17 września 2020

Napisz pierwszy komentarz.

Akceptuję politykę prywatności i przetwarzania danych osobwych.