Ciężko jest oceniać środkowy tom, zwłaszcza, jeśli w zamierzeniu historia miała zamknąć się w dwóch książkach a nie trzech. Ale jak sama autorka przyznaje, „pisałam i nie mogłam skończyć, i tak się jakoś rozrosło…”
Psy szczekają, karawana idzie dalej. Po przebyciu Wodospadu Dusz wyprawa na Wielki Erg Światła wchodzi w krainy zamieszkałe przez bóstwa i istoty mitologiczne kolejnej kultury – tym razem południowo- i środkowoamerykańskiej. Jest wijąca się, głęboka i zdradliwa rzeka, jest też dżungla rosnąca na jej brzegach. A w dżungli liczne niebezpieczeństwa, czasem wręcz rodem z horroru. Na szczęście są też postacie pozytywne, które w odpowiednim momencie, z wdziękiem uratują tyłek Daimonowi, który, jak to często bywa, zgubi się swoim przyjaciołom i znowu będzie uważany za martwego. Tyle, jeśli chodzi o elementy stałe.
Nagle Lampka wyrasta na bohatera równorzędnego Daimonowi – jak w poprzednich książkach miałam wrażenie, że jest on tylko tłem dla Asmodeusza, tutaj zaczyna nabierać wyraźniejszych kolorów. I przestaje być tylko nastolatkiem jęczącym, że tata go nie kocha. Nareszcie widać, że kiedyś był aniołem, wojownikiem, który zaczął w pewnym momencie za dużo filozofować. Potrafi jednak zebrać się w sobie i uratować przyjaciela, i starać się przywrócić go wyprawie.
Zawsze ceniłam MLK za research – także tutaj, ogrom pracy włożony w konstrukcję świata i wykorzystanie wszelkiej zdobytej informacji urealnia go i nadaje kolorytu. Czuło się duchotę panującą w dżungli i ogrom niebezpieczeństw. I jeszcze mój ulubiony żarcik o bóstwie tak pięknym, że mdlały kobiety..
Teraz tom trzeci. Oby nic się nikomu nie stało, a na ponad 600 stronach może stać się wiele!
Napisz pierwszy komentarz.